7 lipca 2016

0

kilka słów wyjaśnień

Przerwa była dość długa, bo i dużo się przez te pół roku wydarzyło.

Od roku miałam stanowisko kierownicze w swoim kołchozie (o czym wcześniej jakoś nie wspominałam), co skutkowało nasileniem freak-magnetu do takiego stopnia, że... 
no cóż, zdrowie podupadło, kilogramy spadły, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, ale o tym później.

Nazbierało się sporo sytuacji do opisania, które postaram się sukcesywnie wrzucać, niekoniecznie chronologicznie.

Na razie skupię się na okresie bawełnianym, czyli do końca marca, kiedy to opuściłam ten łez padół.

To tak słowem wstępu, a teraz wracamy do festiwalu spierdolenia ;)
Zapraszam!

27 stycznia 2016

2

I'm a fucking loser

Długo nic nie pisałam, bo tyle się tego nazbierało, że w pewnym momencie ręce i bóle fantomowe cycków mi opadły na tyle, że nie miałam siły tego wszystkiego opisywać.

Ostatnio było o rekrutacji, no to zacznę tak gdzie skończyłam.

Przeprowadzałam rekrutację na pole bawełny, które w ostatnim czasie awansowało na miano kołchozu.

Udało się wybrać kilka dziewczyn, które WYDAWAŁY SIĘ ogarnięte.

Przyszła pierwsza dziewczyna, bardzo fajna, pozytywna, no zakochać się szło w niej (spojler alert: ona została wybrana z całej grupki aplikujących). Po rozmowie, którą epicko spieprzyłam, poszłam zapalić z koleżanką, z którą akurat byłam na zmianie, żeby omówić nasze wrażenia na jej temat.
Po powrocie z papierosa, schowałam paczkę do torebki, zasunęłam zamek, bo przypał jakby kolejna zobaczyła.

Przyszła kolejna.
W moim wieku, ale kij w dupsku miała taki, że no nie czułam, żeby pasowała do naszego Dream Team'u.
Jak przyszła powiedziałam jej żeby zostawiła swoje rzeczy na zapleczu.
W trakcie przeprowadzania rozmowy, koleżankę rozbolała głowa, więc powiedziałam jej, żeby wzięła sobie tabletki z mojej torebki na zapleczu, jednak stwierdziła, że pójdzie sobie kupić.
No i okej.

Gdy rozmowa z kandydatką dobiegła końca, powiedziałam magiczne „zadzwonimy”, kazałam zabrać jej swoje rzeczy i papa.

Poszła na to zaplecze, siedzi.. siedzi... siedzi... Ile można ubierać kurtkę i zarzucać torebkę na ramię? Pomijam fakt, że na zapleczu się zamknęła.

Zrobiłam dwa kroki w stronę zaplecza, ale drzwi się otworzyły, wyszła, pożegnała się i poszła, no niby nic takiego, prawda?

Zadecydowałyśmy z koleżanką, że czas na kolejnego papieroska i dyskusję na temat tej dziewuszki.
Wchodzimy na zaplecze, chcę wyciągnąć paczkę... ale widzę, że moja torebka jest otwarta.

Ja: Bejb brałaś te tabletki z mojej torebki?
A: Nie no, nie wchodziłam na zaplecze, przecież poszłam swoje kupić.

Coś mnie tknęło, żeby zajrzeć do portfela... no i proszę Państwa byłam uboższa o 50 zł.
Tak, dziewoja mnie okradła, na kurwa ROZMOWIE KWALIFIKACYJNEJ!

(I niestety jestem tego pewna na 100%, bo po pierwsze: wiem ile miałam w portfelu i w jakich nominałach, a po drugie: co 5 minut zawsze sprawdzam czy mam zamkniętą torebkę i mam straszny ujeb na tym punkcie, więc tak... jestem pewna)


Reszta historii wkrótce ;)

23 października 2015

0

z cyklu: na polu bawełny #13

Aktualnie szukamy kogoś do naszego skromnego kołchozu, bo się wakat jeden zwolnił. Koleżanka wystawiła ogłoszenie, napisała, żeby CV wysyłać na e-mail, ale zamiast "małpy" wpisała "at", bo inaczej e-mail znikał.

Dostała wiadomość prywatną od dziewuszki z rocznika '95, aby podać poprawny adres, ponieważ ten nie działa.

No to mamy pierwszą naturalną selekcję ;)

21 października 2015

0

z cyklu: na polu bawełny #12

Jakieś 3 miesiące temu, jak byłam w robocie, miałam klientkę z którą weszłam w jakąś tam polemikę na temat zdrowia.

Dzisiaj przyszła ta babeczka, której swoją drogą w ogóle nie pamiętałam.
Podchodzi prosto do lady, do mnie.
Myślę sobie: o, będzie zwrot albo reklamacja, albo fight club jakiś.
Wyciąga fiolkę witaminy B12 i mówi, że przyniosła bo kupiła dla mnie.

Myślę sobie WTF i z taką właśnie miną się na nią patrzyłam, a ona mówi do mnie, 

że no rozmawiałyśmy 3 miesiące temu na temat krążenia i ogólnie zdrowia i wtedy mi powiedziała, żebym brała witaminę B12, a że ja młoda jestem to wiedziała, że sama nie kupię bo mi się nie będzie chciało to przyszła i przyniosła.


Postawiła fiolkę na ladzie i poszła.

Coraz to lepsze łapówki dostaję ;)
Szarańcza nie taka straszna, jak ją malują ;)

6 października 2015

0

z cyklu: na polu bawełny #11

Klientka: A ten szalik to w jakiej cenie?
Ja: 59,99
Klientka: Ale tu jest -70 zł
Ja: (tak k..., jeszcze Ci dopłacę) To jest przecena na kurtkę (szalik był na froncie)
Klientka: A jak to zakładać?
Ja: Kurtkę?
Klientka: Nie no, ten szalik.
Ja: Yyy.. no normalnie, jak szalik.
Klientka: Czyli jak?
Ja: No obwiązuje pani dookoła szyi jak normalny szalik, to nie jest apaszka czy komin (rozkładam bo widzę, że nie wierzy)
Klientka: A pokaże mi Pani?
Ja: Jak się zakłada szalik?
Klientka: Tak, bo ja miałam inny niż ten i nie wiem jak ten założyć.
Ja: Ale jakto inny? Jak wyglądał?
Klientka: Był z wełny a ten widzę, że z akrylu.

15 sierpnia 2015

0

z cyklu: na polu bawełny #10

rozmowa telefoniczna

Klientka: Czy są jeszcze u was brązowe spodnie?
Ja: U nas nie było brązowych spodni, może w drugim sklepie.
Klientka: No jak nie, jak widziałam.
Ja: Proszę pani, u nas nie ma i nie było brązowych spodni.
Klientka: No ale one mają takie suwaki na dole, brązowe takie.
Ja: Nie mamy brązowych spodni.
Klientka: One są szaro-brązowe.
Ja: Nie. Mamy. Brązowych. Spodni.
Klientka: Ale widziałam!
Ja: (ocpieje za chwile) Nie mamy brązowych spodni proszę Pani.
Klientka: Ale no niech pani sprawdzi!
Ja: (oddychaj...) Nie było i nie ma.
Klientka: Sprawdziła pani?
Ja: Tak (nie!)
Klientka: Brązowe spodnie z kolekcji letniej...
Ja: W kolekcji letniej jak i w obecnej jesiennej NIE MA BRĄZOWYCH SPODNI U NAS.

Klientka: Ale na pewno?
Ja: Tak.
Klientka: No to trudno, do widzenia... ale widziałam!

5 lipca 2015

0

z cyklu: na polu bawełny #9

Koniec przerwy, freak-magnet powrócił

Zagubiona szarańcza dzwoni telefonem

Klientka: Czy towar po promocji mogę zamienić na coś innego? Bo wiem, że wymianie nie podlega.
Ja: Nie może pani zwrócić, ale wymienić może pani w ciągu 14 dni na coś w tej cenie, albo wyższej za dopłatą.
Klientka: Acha, czyli nie mogę wymienić, ale mogę zamienić i mam na to ile? 30 dni? 
Ja: 14.
Klientka: 30? Dobrze, dziękuję bardzo, szkoda, że nie mogę wymienić. Do widzenia!

28 marca 2015

13 marca 2015

0

Po przeprowadzce jakiś czas temu...

Dzwoni listonosz DOMOFONEM

Listonosz: Jest w domu pani X(imię) Y(nazwisko)?
Ja: X? X nie ma i nie będzie, ale (moje imię) jest.
Listonosz: Tak, tak... to pani?
Ja: Tak.
Listonosz: A JEST PANI W DOMU?


True story!
0

z cyklu: na polu bawełny #8


Tak jak niektórzy wierzą, że łatwiej wywołać duchy w Halloween, tak w piątek trzynastego, freak-magnet dostaje dodatkowe punkty mocy.

W sklepie, oprócz mnie, była tylko jedna klientka. Ja w tym czasie stałam za kasą i przygotowywałam raport zdjęciowy dla centrali.

Wtem! Wchodzi ON.

Idzie prosto na mnie, pewnym krokiem. 
Włosy mu nie powiewały na wietrze, bo był akurat regulaminowo obcięty, ale za to słychać było szelest ortalionu i żucie gumy.

Myślałam, że krzyknie „dawaj kasę!” albo coś takiego, a ON, cóż...

On: Jest pani sama dzisiaj?
Ja: Słucham?
On: Pytam czy jest pani sama dzisiaj?
Ja: A o co chodzi?
On: Chodzi o to czy jest pani sama na sklepie!

WTF?

Ja: Może pan powiedzieć, jaką pan ma sprawę?
On: Koleżanki szukam!
Ja: ???
On: No takiej co tu pracuje.
Ja: Która to pana koleżanka
On: A ja nie wiem, dwa lata jej nie widziałem
Ja: Jak ma na imię?
On: Nie wiem.

Ok, szukasz koleżanki, ale nie wiesz jak ma na imię. 

Okeeeej!

Głęboki oddech i jedziemy dalej...

Ja: Proszę pana, tutaj pracuje kilka dziewczyn, więc skoro to pana koleżanka to jak wygląda, jak ma na imię, cokolwiek.
On: No to jest pani sama czy nie? Bo jak nie, to niech pani zawoła koleżankę i sobie zerknę, i będę wiedział czy to ona.

A potem odwrócił się i poszedł.

Okeeej x 2.