Przerwa była dość długa, bo i dużo
się przez te pół roku wydarzyło.
Od roku miałam stanowisko kierownicze
w swoim kołchozie (o czym wcześniej jakoś nie wspominałam), co
skutkowało nasileniem freak-magnetu do takiego stopnia, że...
no
cóż, zdrowie podupadło, kilogramy spadły, ale nie ma tego złego
co by na dobre nie wyszło, ale o tym później.
Nazbierało się sporo sytuacji do
opisania, które postaram się sukcesywnie wrzucać, niekoniecznie
chronologicznie.
Na razie skupię się na okresie
bawełnianym, czyli do końca marca, kiedy to opuściłam ten łez
padół.
To tak słowem wstępu, a teraz wracamy
do festiwalu spierdolenia ;)
Zapraszam!
0 komentarze:
Prześlij komentarz