23 stycznia 2015

0

z cyklu: na polu bawełny #6 (słuchaj się swego Pana!)

5 minut po otwarciu, zero ludzi w centrum handlowym.
Myje na spokojnie podłoge, na wszelki wypadek tylko jedną stronę, żeby ewentualne zbłąkane duszyczki miały gdzie przejść (suchą stroną).

I jest, znalazła się jedna.

Wchodzi wielka matrona, OCZYWIŚCIE po umytej stronie. Klasyk!

Klientka: Dzień dobry, spódnica z przeceny.

Zawsze mnie zastanawia, gdy klienci się w taki sposób odzywają, czy chcą grać ze mną w jakieś kalambury? Czy mam im wtedy odpowiedzieć np "kamień, papier, nożyczki" i czy wtedy oznacza, że wygrałam?

Ja: Tutaj.

Klientka: Spódnica z przeceny. Wełniania.
Ja: Nie ma.

Nie uwierzyła na słowo, rozwaliła 3 stosy spódnic.
Jak rozwaliła to dopiero uwierzyła, że nie ma.

Klientka: Nie ma?
Ja: Nie.
Klientka: To niech Pani to poskłada.

I wyszła.
Sir! Yes, sir!

Chyba wkraczam w nowy level niewolnictwa.

0 komentarze:

Prześlij komentarz