Prawie zamieniłam
pole bawełny na pole azbestu.
Byłam na rozmowie o
pracę, na 8 rano.
Pomijam fakt, że
wstać musiałam o wpół do siódmej. Pomijam też fakt, że
zrobiłam się na klasę i styl. To co spotkało mnie na miejscu
przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Pojawiłam się o
czasie w wyznaczonym miejscu. Wchodzę, czekam, bo właściciela
jeszcze nie było. Pogadałam chwilę z obecnymi tam pracownicami, aż
w końcu zjawił się On.
Z wyglądu podobny
zupełnie do nikogo; może kilka lat po 50tce, bluza z kapturem,
dresiki...
Jak taki „Janusz”
spod bloków.
Rozmowa trwała 20
minut, o 19 za długo.
Najpierw spytał
mnie, dlaczego szukam pracy, skoro już mam (yyy...?)
Wytłumaczyłam, że
zależy mi na poprawie finansów itd.
Potem spytał się
mnie o jedną pozycję z mojego CV.
Odpowiedziałam.
Wydukał bardzo
wymowne „acha” i przeszedł dalej... i tutaj zaczyna się cała
„zabawa”.
On: Widzę, że
skończyła Pani studia... to były studia czy studium?
Myślę sobie, jest
jak byk napisane, że uniwersytet, więc chyba studia. Odpowiedziałam
i....
On: Czyli ma Pani
licencjat, magisterkę?
Ja: Nie.
On: Jak to nie?
Ja: Skończyłam
studia, ale się nie broniłam.
On: Dlaczego!?
Ja: Długa historia,
tak mi się życie potoczyło, że niestety nie dane mi było się
bronić.
On: ALE DLACZEGO?
Ja: Jak już
powiedziałam, jest to dość skomplikowana i długa historia,
wolałabym się nie wdawać w szczegóły...
I zaczął gadać,
jakie to skończone studia są ważne, że oni wszyscy (4 osoby) mają
studia pokończone (wtrąciłam, że mam skończone ale nie
obronione), że po co mi te studia w takim razie?
On: Po co Pani te
studia? No po co, skoro się Pani nie obroniła?
Ja: Chociażby po
to, żeby lepiej rozumieć ten język i móc się bez problemu
porozumiewać w obcym kraju... dodatkowo łatwiej znaleźć pracę za
granicą.
On: No to proszę!
Proszę się pakować i wyjeżdżać do X! No proszę! Sio! No już!
WTF!?
I TAK PRZEZ CAŁY
CZAS uwaga uwaga – ROZMOWY O PRACĘ!
I dalej: życie
sobie marnuje (sic!), że jak ja chce dojść do czegoś w życiu
skoro nie mam tytułu (wtrącam znów, że to licencjat był, po tym
nie ma się tytułu).
On ma nadzieję, że
się obronię, bo to bardzo ważne, że dlaczego, ale to DLACZEGO się
nie broniłam?
Czy mi nie zależy
na przyszłości?
Czy ja sobie zdaję
sprawę z tego, że teraz bez studiów to nie ma przyszłości...
Powiedział koleś,
który swoją siedzibę miał w czymś na kształt garażu.
Faktycznie, mój
licencjat z filologii jest niezastąpiony przy sprzedaży
obrusów/zasłon, bo to właśnie sprzedawał.
Przez cały ten czas
próbowałam się dowiedzieć, jaki jest rodzaj zatrudnienia i jak
wygląda kwestia finansowa, jednak bez rezultatów, bo wykład trwał
w najlepsze...
I tylko jak wyszłam,
uświadomiłam sobie, że mogłam mu powiedzieć, że mój facet po
budownictwie, z tytułem, pracuje jako dostawca.
Faktycznie, brak
tytułów w tych czasach to zmarnowane życie.
Czemu ten
freak-magnet chociaż na jeden dzień nie może się wyłączyć?
0 komentarze:
Prześlij komentarz