27 listopada 2014

0

Janusz Biznesu

Prawie zamieniłam pole bawełny na pole azbestu.

Byłam na rozmowie o pracę, na 8 rano.
Pomijam fakt, że wstać musiałam o wpół do siódmej. Pomijam też fakt, że zrobiłam się na klasę i styl. To co spotkało mnie na miejscu przerosło moje najśmielsze oczekiwania.

Pojawiłam się o czasie w wyznaczonym miejscu. Wchodzę, czekam, bo właściciela jeszcze nie było. Pogadałam chwilę z obecnymi tam pracownicami, aż w końcu zjawił się On.

Z wyglądu podobny zupełnie do nikogo; może kilka lat po 50tce, bluza z kapturem, dresiki...
Jak taki „Janusz” spod bloków.

Rozmowa trwała 20 minut, o 19 za długo.

Najpierw spytał mnie, dlaczego szukam pracy, skoro już mam (yyy...?)
Wytłumaczyłam, że zależy mi na poprawie finansów itd.

Potem spytał się mnie o jedną pozycję z mojego CV.
Odpowiedziałam.
Wydukał bardzo wymowne „acha” i przeszedł dalej... i tutaj zaczyna się cała „zabawa”.

On: Widzę, że skończyła Pani studia... to były studia czy studium?

Myślę sobie, jest jak byk napisane, że uniwersytet, więc chyba studia. Odpowiedziałam i....

On: Czyli ma Pani licencjat, magisterkę?
Ja: Nie.
On: Jak to nie?
Ja: Skończyłam studia, ale się nie broniłam.
On: Dlaczego!?
Ja: Długa historia, tak mi się życie potoczyło, że niestety nie dane mi było się bronić.
On: ALE DLACZEGO?
Ja: Jak już powiedziałam, jest to dość skomplikowana i długa historia, wolałabym się nie wdawać w szczegóły...

I zaczął gadać, jakie to skończone studia są ważne, że oni wszyscy (4 osoby) mają studia pokończone (wtrąciłam, że mam skończone ale nie obronione), że po co mi te studia w takim razie?


On: Po co Pani te studia? No po co, skoro się Pani nie obroniła?
Ja: Chociażby po to, żeby lepiej rozumieć ten język i móc się bez problemu porozumiewać w obcym kraju... dodatkowo łatwiej znaleźć pracę za granicą.
On: No to proszę! Proszę się pakować i wyjeżdżać do X! No proszę! Sio! No już!

WTF!?

I TAK PRZEZ CAŁY CZAS uwaga uwaga – ROZMOWY O PRACĘ!


I dalej: życie sobie marnuje (sic!), że jak ja chce dojść do czegoś w życiu skoro nie mam tytułu (wtrącam znów, że to licencjat był, po tym nie ma się tytułu).
On ma nadzieję, że się obronię, bo to bardzo ważne, że dlaczego, ale to DLACZEGO się nie broniłam?
Czy mi nie zależy na przyszłości?
Czy ja sobie zdaję sprawę z tego, że teraz bez studiów to nie ma przyszłości...

Powiedział koleś, który swoją siedzibę miał w czymś na kształt garażu.
Faktycznie, mój licencjat z filologii jest niezastąpiony przy sprzedaży obrusów/zasłon, bo to właśnie sprzedawał.
Przez cały ten czas próbowałam się dowiedzieć, jaki jest rodzaj zatrudnienia i jak wygląda kwestia finansowa, jednak bez rezultatów, bo wykład trwał w najlepsze...

I tylko jak wyszłam, uświadomiłam sobie, że mogłam mu powiedzieć, że mój facet po budownictwie, z tytułem, pracuje jako dostawca.
Faktycznie, brak tytułów w tych czasach to zmarnowane życie.

Czemu ten freak-magnet chociaż na jeden dzień nie może się wyłączyć?

0 komentarze:

Prześlij komentarz